środa, 8 listopada 2017

FAQ - najczęściej zadawane mi pytanie odnośnie W&T

Siema,

kolejny post na mojej fali natchnienia!

Przejrzałam rozmowy z moimi znajomymi, którzy do mnie pisali, gdy chcieli się dowiedzieć, jak zorganizowałam sobie dokładnie wyjazd do Stanów. Oto niektóre pytania i od razu podaję odpowiedzi.

"Z kim jeździ się na taki program?" 
Z kim chcesz. Możesz jechać sam/a i poznać na miejscu nowych ludzi, możesz zgadać się ze swoją dziewczyną, chłopakiem, przyjacielem, siostrą, kuzynem - kim zechcesz. Większość programów teraz oferuje wyjazdy nawet w grupach czteroosobowych - mi się udało. Najważniejsze, żeby wziąć sprawdzoną ekipę, bo będziecie na siebie skazani przez całe lato! :)

"Ile dokładnie trzeba forsy przeznaczyć przed wyjazdem?" 
Moje dwa poprzednie posty pokazały dokładne koszty mojego wyjazdu. Wyjeżdżając na camp musiałam ogarnąć około 3000 złotych, natomiast na resort - już ponad 8000 zł. Warto jednak zauważyć, że te dwa wyjazdy były kompletnie inne, z dwóch różnych programów od różnych agencji. Za pierwszym razem zależało mi, żebym jak najmniej musiała organizować sobie sama - żebym wszystko miała zapewnione, a jedynym moim zmartwieniem było dotarcie do San Antonio. Natomiast za drugim razem interesowała mnie fajna praca, przebywanie w większym mieście i lepsza kasa. W wakacje, w roku 2018 zamierzam znów zredukować koszty do około 5000 tysięcy złotych za wszystko, a zarabiać równie dobrze jak w wakacje 2017. :)

"Jakich ofert pracy najlepiej szukać?" 
Pracy szukasz zgodnie ze swoimi predyspozycjami. Ja wiedziałam, że chcę być ratownikiem wodnym. Nie mam pojęcia, skąd mi się wziął ten pomysł, ale się go uczepiłam i osiągnęłam swój cel, którego, jak już wspominałam, totalnie nie żałuję. Na campach znajdziecie pracę typu counsellor (opiekun), cleaning, maintanance, kitchen staff itp. W resortach prace typu: lifeguard, front desk, bartender, tour operator, maintanance, cleaning, food&service.

"Czy zarobione pieniądze wystarczyły Ci bez problemu na podróżowanie?" 
Wystarczyły, owszem, Bez problemu? Niekoniecznie. W Teksasie, gdy zarobiłam po 12 tygodniach 1500$ ledwo starczyło mi na 17 dni, ale i tak udało mi się przecież za to kupić: bilet lotniczy San Antonio - Los Angeles, pięć noclegów w LA, bilet do Universal Studios, trzydniową wycieczkę package do Las Vegas ze zwiedzaniem Wielkiego Kanionu i Tamy Hoovera, autobus LA - San Francisco, 4 noce w SF, lot SFO -> Washington DC, jeden nocleg tam oraz autobus do NYC. A przecież przez te 17 dni coś jadłam, piłam i ogólnie dość dobrze się bawiłam. Dodam również, że musiałam zapłacić 70$ za nową walizkę, bo moja nie przetrwała podróży do San Antonio. 
Natomiast w ostatnie wakacje zarobiłam około 5500$ przez ten sam okres pracy, musiałam się za to wyżywić, obkupiłam się w mnóstwo ciuchów, butów itp. oraz kupiłam: bilet lotniczy MCI -> LAX, nocleg na 9 nocy w LA, wypożyczenie auta na jeden dzień do San Diego, autobus LA - SF, dwie noce w hostelu w SF, lot z SF do Las Vegas, 3 noce w hotelu 4* w Vegas, lot Vegas - Miami, mieszkanie z basenem w centrum Miami przez 9 nocy, centrum NASA w Orlando, bus Miami -> Key West, 2 noce w Key West, lot Miami - NYC, 6 nocy w NYC. Na Florydę ostatecznie nie doleciałam, ale to już osobna historia, w której zamieszane jest kilka huraganów. A trochę kasy przywiozłam. :)

"Jak wyglądał Twój przykładowy dzień w pracy?" 
W Teksasie: 6:00 AM pobudka, przygotowanie śniadanie, serwowanie śniadania, sprzątanie, przygotowanie lunchu do około 12:00 PM. Godzinna przerwa. Serwowanie lunchu, sprzątanie, przerwa do 5:00 PM. Serwowanie kolacji, sprzątanie. Koniec o 7:00 PM.
W Missouri: 7:00 AM 8:30 - 21:30 praca z półgodzinną przerwą na lunch, powrót do hotelu, impreza. :)

"Czy miałaś problem z otrzymaniem wizy?"
Żadnego. Aplikowanie na program Work&Travel jest równoznaczne z tym, że ubieganiem o Twoją wizę zajmuje się Twój sponsor wizowy, Ty musisz tylko dostarczyć dokumenty typu paszport i zaświadczenie o niekaralności, a potem, w wyznaczonym terminie pojawić się na rozmowie z konsulem. Generalnie trzeba się bardzo postarać, żeby nie dostać wizy J1. Albo trzeba kompletnie nie znać języka angielskiego, nawet na poziomie komunikatywnym albo trzeba obrazić konsula lub zażartować lub powiedzieć szczerze, że nie zamierza się wracać do Polski po wygaśnięciu wizy.


CCUSA - drugie, magiczne lato w Stanach Zjednoczonych.

Witajcie,

mam flow, więc piszę z rozpędu od razu o najpiękniejszym lecie mojego życia, a mianowicie ostatnim, w roku 2017.

Tym razem przy wyborze agencji, z którą chcę pojechać kierowałam się innymi kryteriami. Przekonałam trójkę moich znajomych, by pojechali wraz ze mną do Stanów i szukaliśmy agencji, która umożliwi nam wyjazd razem. Padło na CCUSA. Tej agencji akurat nie polecam, w porównaniu do Camp Leaders, o którym pisałam w moim poprzednim poście. 

Tak jak w Camp Leaders wszystko było jasne, wszystkie koszty były wyłożone na początku, nic mnie nie zaskakiwało w całym procesie aplikacji, tak w CCUSA ciągle coś nie grało, ciągle wyskakiwały nowe koszty, o których nie wiedzieliśmy wcześniej nic.

Okej. Również zaczęło się od aplikacji, wybraliśmy opcję Placement, czyli w skróce CCUSA wykazuje listę pracodawców amerykańskich, z którymi współpracuje, a my aplikujemy u wybranego przez siebie pracodawcy. (Stosunek kosztów programu do rangi pomocy ze strony CCUSA w znalezieniu pracodawcy, chociażby dopasowaniu do naszych preferencji - BEZNADZIEJNY)

Zacznę od kosztów:
Opłata aplikacyjna 560zł - płatna jeszcze przed kwalifikacją do programu (nie podoba mi się to.)
Opcja Placement 1170zł (inne opcje tańsze lub droższe, zależy co wybierzesz - do wyboru tutaj)
Ubezpieczenie na czas pracy - 101dni x 15,40zł = 1555,40zł
Ubezpieczenie na czas zwiedzania - 25dni x 12zł = 300zł
Wiza - 160$ = 560zł
Zaświadczenie o niekaralności - 30zł
Kieszonkowe - 350$ = 1225zł
Bilety lotnicze Berlin - NYC - 2050zł
Bilety lotnicze NYC - KC - 190,20$ x 3,50zł = 665,70zł
PolskiBus do Berlina - 37,50zł.

Razem: 8153,60zł.

Okej, koszty wyjazdu są ponad dwukrotnie większe, są to pieniądze, które musieliśmy wyłożyć, jeszcze zanim znaleźliśmy się na pokładzie samolotu. Ale... podczas gdy w Teksasie zarabiałam około 500$ miesięcznie, w Kansas City zarabiałam około 2000$, już po odjęciu kosztów mieszkania. Generalnie koszt mojego wyjazdu zwrócił się w miesiąc. Wygląda to niesamowicie. Nie powiem, po niezłym zapieprzu, gdy nadgodziny (powyżej 52h tygodniowo przez okres 2 tygodni) płatne były po 150% i cudownej pracy jako Lifeguard w Worlds & Oceans of Fun Park, te pieniądze były naprawdę niesamowitym wynagrodzeniem. Pieniądze, ludzie, których tam poznałam oraz dwudziestopięciodniowe zwiedzanie "na burżuja", na które mogliśmy sobie bez problemu pozwolić. 

Warunki pracy i mieszkania?

Wszyscy Intnernationals mieszkaliśmy w hotelu Woodsprings Suites w Liberty, Missouri. Było nas około 100 osób z krajów takich jak: Polska, Ukraina, Rosja, Turcja, Jamajka, Tajlandia, Kolumbia, Hiszpania. Mieszkanie tyle osób w podobnym, młodym wieku oznaczało tylko jedno: WIELKĄ, TRZYMIESIĘCZNĄ IMPREZĘ. Klimat niesamowity, ludzie cudowni, pokoje trzyosobowe z wyposażeniem kuchennym płatnym dodatkowo około 40$. Pokoje z łazienką, klimatyzacją, aneksem kuchennym, stołem, wieszakami, trzema łóżkami - luksusy, o których nie mogłam nawet marzyć w Teksasie.

Praca? Do wyboru: Lifeguard (10,25$/h), Ride Operator (10,25$/h), Food&Service (9,25$/h).
Która najlepsza? Zdania są podzielone. 
Żeby spędzić całe lato na słońcu, na basenie, mieć odpowiedzialną, fajną pracę, chwilami nieco nudną - wybór Lifeguarda wydaje się jedyną sensowną opcją - był to mój wybór, którego nie żałowałam ani przez sekundę i jest to wybór, który powtórzę podpisując kontrakt na lato 2018.
Food&Service - świetna praca na ściemnianie, żeby wyrobić ilość godzin, faktycznie nie pracując. To chyba jedyny plus. Oraz oczywiście ciągły dostęp do żarcia - nie to co wygłodzeni ratownicy. ;)
Ride Operator - o tym najmniej mi wiadomo - są rotacje stanowisk, testowanie codziennie rano wszystkich kolejek, spoko pieniądze - wszystko co wiem na temat tej pracy.

Wrażenia po trzech miesiącach w Kansas City?

Najcudowniejsze lato mojego życia. Poznałam niesamowitych ludzi, przeżyłam cudowne przygody, wymelanżowałam się za wszystkie czasy, a że kocham otaczać się ludźmi, mieszkanie w jednym budynku z setką innych młodych ludzi było dla mnie spełnieniem marzeniem. Do tego świetna kasa, nieustanna beka w pracy i non stop nowe kręgi znajomych - mój raj. Trwałe przyjaźnie, które utrzymuję od ponad 3-4 miesięcy są dla mnie najcenniejsze - Ci ludzie i wspomnienia, które razem stworzyliśmy.

W wakacje 2018 wracam w dokładnie to samo miejsce, bogatsza w doświadczenia, mądrzejsza i pozytywnie nastawiona. Tym razem wracam dla ludzi i żeby zarobić, nie na podróżowanie po Stanach, ale na studiowanie... na innym kontynencie. :>
























Camp Leaders - moje trzy magiczne miesiące w Teksasie

Witajcie,

niedawno zastanawiałam się nad wyborem agencji, z którą pojadę po raz trzeci do Stanów Zjednoczonych.
Mnóstwo ludzi do mnie pisze z pytaniami jak wyglądał mój wyjazd, czy polecam, czy wróciłabym, co robiłam, jak zarabiałam, co widziałam, jakich ludzi poznałam... Następnym razem wyślę ten post jako kompleksową informację odnośnie tego wyjazdu. :)

Za pierwszym razem, trzy lata temu, decyzję podjęłam właściwie przypadkiem i pojechałam z Camp Leaders. Zaznaczę, że wyjazd do Stanów wydawał mi się wtedy marzeniem nie do spełnienia, czymś nieosiągalnym. Nikt z moich znajomych wtedy jeszcze nie wyjeżdżał, nie było to tak popularne w moich kręgach jak jest teraz. 
Byłam bardzo zadowolona z organizacji całego wyjazdu. Przez to, że wybrałam wyjazd na camp, a nie na resort, agencja ta zorganizowała dla mnie praktycznie wszystko - moim obowiązkiem było zapłacenie wszystkich rat w terminie oraz stawienie się w Warszawie na rozmowę z konsulem.
Pierwszym krokiem było zarejestrowanie się na stronie Camp Leaders i wybranie rodzaju pracy, jaki będę chciała wykonywać - Camp Counsellor albo Support Staff. Jako że jechałam pierwszy raz na tego rodzaju wyjazd i nie byłam jeszcze do końca pewna swoich umiejętności językowych, wybrałam opcję Support Staff, co oznaczało pracę jako Kitchen Staff, Housekeeping, Maintanence, Cleaning itp. Camp Counsellor to opiekun dzieci, jest to o wiele bardziej wymagająca i kontaktowa praca. Teraz bym się jej chętniej podjęła. 
Drugiego kroku nie wykonałam ja - skontaktował się ze mną przedstawiciel Camp Leaders w Poznaniu, niejaki Radek i zaproponował mi darmowe konsultacje w "realu", tak aby mi przybliżyć specyfikę wyjazdu, wprowadzić mnie w temat. Umówiliśmy się na spotkanie, Radek wyliczył mi wszystkie koszty, opowiedział dokładnie co krok po kroku będę musiała zrobić, aby zrealizować wyjazd.
Po rozmowie rodzicami, niesamowicie podekscytowana, podjęłam decyzję - jadę do Stanów, jadę spełnić w końcu swój American Dream.
Po kolejnym tygodniu spotkałam się z Radkiem na podpisanie umowy i wtedy... wyjazd stał się naprawdę realny.
Przyszło do zapłaty pierwszej raty - wspomogli mnie rodzice, nie ukrywam. Ale wtedy zaczynałam już zbierać konkretne pieniądze na ten wyjazd.
Potem zaczęło się kompletowanie dokumentów takich jak oświadczenie o studiowaniu z dziekanatu, zaświadczenie o niekaralności, formularz od lekarza odnośnie przebytych chorób, obecnego stanu zdrowia itd. Musiałam też zarejestrować się na stronie mojego sponsora wizowego, ale wszystko świetnie wytłumaczył mi Radek - zwracałam się do niego z każdym pytaniem i wątpliwościami, a on cierpliwie zawsze odpowiadał na wszystkie wiadomości.
Przyszło do płatności drugiej raty, a w międzyczasie zgłosili się do mnie pracodawcy z Arizony oraz Teksasu. Arizona ostatecznie mnie odrzuciła (nie pamiętam, czy podali powód) i zostałam umówiona na rozmowę kwalifikacyjną na Skype z Teksasem. 
Rozmowa trwała około 10 minut, była bardzo przyjemna, a południowoamerykański akcent pozwolił mi zrozumieć wszystko podczas rozmowy. Na koniec rozmowy usłyszałam, że kontrakt dostanę w ciągu kilku godzin. Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd!
Gdy pracodawca z YMCA dostarczył Camp Leaders mój kontrakt, Camp Leaders zajęło się rezerwacją dla mnie biletów lotniczych do San Antonio. Stamtąd miał mnie odebrać mój pracodawca.
Następnie wyznaczono mi rozmowę o wizę na 8. marca 2015 roku w Warszawie - pojechałam, rozmowa trwała 3 minuty, była lekka i przyjemna - w języku angielskim. Wizę J1 otrzymałam, 29.05.2017 wylatywałam z Warszawy i z dwoma przesiadkami - jedna w Londynie, druga w Houston - dotarłam do San Antonio. W Houston czekała mnie jeszcze rozmowa z urzędnikiem imigracyjnym, którą musi przejść każda jedna osoba przyjeżdżająca do Stanów Zjednoczonych z kraju, w którym obowiązują wizy. To on ostatecznie decyduje o pozwoleniu wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych. Trzeba być miłym, uśmiechniętym - wystarczy. :)
Na lotnisku w San Antonio przywitała mnie Debbie - moja szefowa na kuchni i osoba, która ze mną rozmawiała na Skype oraz Lollie, jej zastępca. Wydały mi się obie bardzo miłe. 
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam w Teksasie było pojechanie do kliniki na testy narkotykowe (o których naturalnie zostałyśmy wcześniej uprzedzone przez pracodawcę). Testy wypadły pomyślnie, pojechałyśmy do mojego nowego tymczasowego miejsca zamieszkania.
Generalnie wylądowałam w Teksasie, w Hunt, niedaleko miasta San Antonio na YMCA Flaming Arrow. Przez 12 tygodni pracowałam bez ani jednego dnia przerwy - ale nie, nie było to aż tak straszne jak się wydaje. Od poniedziałku do piątku moja praca dzieliła się na dwie zmiany: ranną i popołudniową. Polegała na przygotowywaniu posiłków: śniadania, lunchu i obiadu, podawaniu go oraz posprzątaniu po nich. 
Ranna zmiana przygotowywała śniadanie i lunch, popołudniowa - obiad i część śniadania na następny dzień. Do tego każdy musiał pojawić się przed każdym posiłkiem i pomagać przy serwowaniu i sprzątaniu.
Szybko nabrałyśmy wprawy i skróciłyśmy godziny pracy przez dobrą organizcję.
Było nas sześć dziewczyn na kuchni, dwie Polki, dwie Słowaczki i dwie Węgierki. Mieszkałyśmy wszystkie razem w domku o bardzo surowych standardach, w którym znajdowały się cztery piętrowe łóżka i... nic więcej. Przez 3 miesiące trzymałyśmy ciuchy w naszych walizkach, nie miałyśmy nawet stołka, komody, nic. Pokój miał wymiary około 20 metrów kwadratowych, maksymalnie.
Było ciężko, ale dałyśmy radę. Był to dla nas niezły survival, ale dzięki temu zyskałam cudowną przyjaciółkę, jaką jest Ada, druga Polka, która ze mną tam była i to wszystko przeżywała - do dziś mamy kontakt, spotykamy się, mimo że mieszkamy około stu kilometrów od siebie! :)
Przez 12 tygodni zarobiłyśmy 1500 dolarów - jest to praktycznie nic, ale miałyśmy "zakwaterowanie" i wyżywienie przez cały okres pobytu tam, więc właściwie 1500 dolarów mogłyśmy oszczędzić i wydać tylko i wyłącznie na 17-dniowe podróżowanie, które zaplanowałyśmy po zakończeniu okresu pracy. Mogłyśmy teoretycznie również korzystać ze wszystkich rozrywek, jakie oferował nasz camp, typu jazda konno, wspinaczka, jakieś zabawy, gry, korzystanie z basenu, ale w rzeczywistości - nie było na to czasu.
Cóż mogę więcej powiedzieć o pracy? Nie była wymagająca, polegała głównie na krojeniu produktów, mieszanie proszku z wodą i obserwowaniu, jak powstają z tego potrawy. Okropnej jakości amerykańskie żarcie dodało każdej z nas po 10 kilogramów dodatkowej masy po trzech miesiącach. 
Ale co? Po tym czasie przyszedł czas na zwiedzanie: Los Angeles przez 5 dni, Las Vegas z Wielkim Kanionem i Tamą Hoovera na 3 dni, San Francisco na 4 dni, Waszyngton DC na 1 dzień i 4 dni w Nowym Jorku.
Pomimo wielu minusów - zdecydowanie były to pierwsze wakacje, które nazwałam "Time of my life", najlepsze lato mojego życia. Po takim czasie trudno mi było sobie przypomnieć te wszystki nieprzyjemności, trudności, ale nie mogę zaprzeczyć, że ich nie było. 

Ostateczny koszt mojego wyjazdu:
Około 1790 zł za program (w cenie bilety lotnicze, znalezienie pracodawcy, ubezpieczenie na cały okres wyjazdu)
Opłata wizowa 160$ - wtedy wyszło mnie to 610zł.
Zaświadczenie o niekaralności 30zł
Zdjęcia wizowe 25zł (za każdym razem trzeba wyrabiać nowe zdjęcia)
Koszty kuriera 30zł (po rozmowie w konsulacie paszport zostaje w Warszawie, a po wbiciu do paszportu wizy, dostarczają go na wybrany adres.)
Około 150$ kieszonkowego na start. (550zł)

Razem: 3035zł ze wszystkim.

O zwiedzaniu poszczególnych miast opowiem w osobnych postach. :)

O kolejnych wyjazdach na Work & Travel również opowiem w innych postach.














Zmiana tematu bloga

Witam po baaardzo długiej przerwie!

Moja wymarzona sylwetka legła w gruzach po moim drugim pobycie w Stanach Zjednoczonych na okres czterech miesięcy. Pojawiła się natomiast u mnie może nie nowa, ale odgrzebana pasja, a mianowicie: PODRÓŻE.

To temu tematowi będę chciała poświęcać teraz dużo czasu, energii. Będzie to swego rodzaju dziennik, pamiętnik, kalkulator kosztów, spis konkretnych hoteli, miejsc, zabytków, lokalizacji, wskazówek organizacyjnych i technicznych dotyczący miejsc, które miałam lub będę miała okazję zwiedzić.

Mam za sobą dwie podróże kilkumiesięczne po Stanach Zjednoczonych - w wakacje 2018 będzie miała miejsca trzecia do tego samego kraju. Nuda? Może, ale ktoś mądry powiedział, że podróż mierzy się w przyjaciołach, a nie ilości przebytych kilometrów. Dla nich wracam do Kansas City - dla przyjaciół.

Dopiero co wróciłam również z podróży po Maroko, chwilowo mieszkam w Portugalii, w przepięknym Peniche, a jutro wyjeżdżam na parę dni do Lizbony - połazić, pozwiedzać, popstrykać fotki. Moje malutkie doświadczenie może wspomóc innych w organizacji takich wyjazdów.

Dlaczego postanowiłam zacząć pisać tego bloga? Ponieważ od kilku miesięcy nie ma dnia, tygodnia, żeby nie napisał do mnie ktoś z zapytaniem o miejsce, które zwiedziłam, o sposób jego organizacji, o koszty, jakie podniosłam, o motyw podróży do danego miejsca i wrażenia, jakie mam.

Piszą do mnie ludzie nie tylko z Polski, nie tylko moi bliżsi i dalsi znajomi, ale obce, zagraniczne organizacje promujące dane regiony - piszą, bo spodobało im się moje zdjęcie na Instagramie i pytają, czy mam przeciwko udostępnieniu go na ich profilach.

Przede mną jeszcze wiele podróży, mam milion pomysłów na minutę, a najważniejsze są dla mnie dwie sprawy w organizacji tych podróży: żeby jak najbardziej poznać kulturę, zwyczaje danego kraju poprzez zaprzyjaźnienie się z lokalnymi mieszkańcami, a dwa - żeby przy tym nie zbankrutować. :) Co za tym idzie - szukam Couchsurfingu, tanich lotów, popularnych na łapanie autostopa miejsc oraz BlablaCar.

Jestem w trakcie organizacji kilku wyjazdów:
8-12.11.2017 - Lisbona, Portugalia
22.11-1.12.2017 - Madrid -> Fuerteventura -> Lanzarote -> Madrid
Summer 2018 - Kansas City -> Las Vegas -> Miami -> Orlando
November 2018 - X? - Sydney, Australia

Moje plany mogą wydawać się dość szalone, na razie Australia stoi pod znakiem zapytania, ale gdy rozpocznę dokładną organizację tego wyjazdu, będę informować o swoich krokach, żeby przybliżyć dokładnie sposób załatwiania każdej jednej sprawy mojego wyjazdu.

Zrobię porównanie i osobistą, subiektywną ocenę programów Work & Travel oraz opowiem, na co zwracać uwagę przy wybieraniu pracodawcy, miejsca zamieszkania, stanowiska, lotów, wszystkiego.

Obiecuję odpowiadać na każde pytanie, każdą wątpliwość, jaką będziecie mieć - ten blog ma być wskazówką, ma pomóc innym zorganizować wyjazd. Chcę tu zawrzeć kompletne informacje, co dokładnie zrobić krok po kroku, żeby zrealizować najskrytsze marzenia o wyjeździe do miejsca, które wydaje się być niemożliwe do osiągnięcia! :)

Zabieram się za pisanie bloga o Maroku, natomiast teraz załączam parę fotek, żeby udowodnić, że naprawdę w tych miejscach byłam i mogę coś o tym powiedzieć.

Nocny prom do Maroka przez Gibraltar

Meczet Il Hasan II

Widoki z autokarowego okna

Ouzoud Waterfalls





Atlas Studio

Sahara Desert

Meknes

Rabat

Rabat


Wszystkie zdjęcia są autorstwa mojej przyjaciółki - Julii B. Ja nie jestem fotografem. :)

niedziela, 17 lipca 2016

Autor nieznany "List"

Piękny list do ukochanej, byłej dziewczyny. Poruszający. :)


"Kochana,
Chcę, abyś wiedziała, że to wszystko jest dla mnie bardzo trudne. Chcę, abyś wiedziała, że bardzo Cię Kocham, zależy mi na Tobie i Twoim szczęściu i cokolwiek by się nie działo zawsze będziesz miłością mojego życia.
Czuję się źle! Strasznie! Jak nigdy dotąd! Czuję, że to wszystko co się między nami stało i dzieje się dalej jest złe, jest wbrew naszym prawdziwym uczuciom wobec siebie. Nie potrafiliśmy nad tym zapanować, poskromić naszych emocji, wad, często mylnych przekonań. Nie potrafiliśmy wykorzystać tej miłości, którą dostaliśmy od losu.
Czuję, że przegraliśmy, obydwoje, nikt mniej, nikt bardziej. Czuję, że zmarnowaliśmy i zniszczyliśmy coś bardzo cennego, coś co nie każdemu w życiu się przytrafia.
Boję się, że przegrywamy nie tylko tę jedną historię, ale całe życie, które dzielone razem mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.
Wiem, że ostatnio masz mnie za kogoś wrogiego, kogoś innego, niż poznałaś i komu oddałaś swoje serce, ale to nieprawda. To ja! Jestem tym samym człowiekiem, który zakochał się w Tobie od pierwszego wejrzenia, tym samym, który walczył o Ciebie od początku i był pewien, że jesteś tą jedyną, tym samym, który był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, kiedy jego marzenie i miłość stały się naszymi wspólnymi. Tym samym, który troszczył się o Ciebie jak o największy skarb.
Nic się nie zmieniło. Jestem wciąż wierny tej miłości i Tobie.To cały czas ten sam ja i te same słowa: „Kocham Cię”
Wiedz, że nie musiało tak być... Zabrakło partnerstwa, uwagi, pokory, dojrzałości, wyrozumiałości.
Miłość, ta prawdziwa, romantyczna, pełna emocji sama w sobie szczęśliwą nie będzie, gdzie emocje tam cierpienie, ból, wzloty i upadki. Im wyżej wzlatujemy uskrzydleni przez miłość tym upadek będzie bardziej bolesny. Związek, prawdziwy udany związek to już wyższy poziom, to dojrzałość, odpowiedzialność, zrozumienie, szacunek i ponad wszystko stawianie „My” wyżej, niż „Ja”.
Wydawać by się mogło, że o tym wszystkim wiemy, ale rzeczywistość to zweryfikowała. Niewiele wiemy i wiele jeszcze musimy się nauczyć. Popełniliśmy wiele błędów. Sprawdziliśmy jak w pokerze – Ja kontra Ja i przegraliśmy obydwoje.
Liczyłem, że potoczy się to inaczej, liczyłem na Ciebie. Wiem, że możesz mieć cały świat u stóp i najszczęśliwsze życie jakie można sobie wymarzyć. Musisz tylko się na to odważyć. Wierzę w Ciebie i zawsze będę wierzył!
Zrób to co musisz i co podpowiada Ci serce. Jeśli chcesz spróbować innego, nowego życia, spróbuj, nie zatrzymam Cię siłą, groźbą, ani niczym innym. To musi wypływać prosto z Twojego serca. Mam tylko olbrzymią prośbę. Nie pozwól blokować tego co naprawdę z niego wypływa.
W przyszłości ze mną lub beze mnie – Kochaj uważnie."

Wisława Szymborska "Dobrze, że przyszłaś"

"Dobrze, że przyszłaś – mówi.
Słyszałaś, że we czwartek rozbił się samolot?
No więc właśnie w tej sprawie
przyjechali po mnie.
Podobno był na liście pasażerów.
No i co z tego, może się rozmyślił.
Dali mi jakiś proszek, żebym nie upadła.
Potem mi pokazali kogoś, nie wiem kogo.
Cały czarny, spalony oprócz jednej ręki.
Strzępek koszuli, zegarek, obrączka.
Wpadłam w gniew, bo to na pewno nie on.
Nie zrobiłby mi tego, żeby tak wyglądać.
A takich koszul pełno jest po sklepach.
A ten zegarek to zwykły zegarek.
A te nasze imiona na jego obrączce
to są imiona bardzo pospolite.
Dobrze, że przyszłaś. Usiądź tu koło mnie.
On rzeczywiście miał wrócić we czwartek.
Ale ile tych czwartków mamy jeszcze w roku.
Zaraz nastawię czajnik na herbatę.
Umyję głowę, a potem, co potem,
spróbuję wyspać się z tego wszystkiego.
Dobrze, że przyszłaś, bo tam było zimno,
a on tylko w tym takim gumowym śpiworze,
on, to znaczy ten tamten nieszczęśliwy człowiek.
Zaraz nastawię czwartek, umyję herbatę,
bo te nasze imiona przecież pospolite"

sobota, 16 lipca 2016

Bohdan Urbankowski "Dlaczego?"

Piękny wiersz, dość poruszający przekaz, po prostu mi się spodobał. :)


"Jak żyjesz, Kochana?
Jak żyjesz
wśród coraz zimniejszych ścian
ulatnia się z nich wilgotna
woń naszych ciał
Czy Ci nie chłodno?
Jak zasypiasz
nie na mojej
piersi
nieopleciona gałęziami
moich rąk, moich nóg
kto poprawi
opadającą rękę – nim zemdleje
Jak wracasz z niespokojnych snów
bez pocałunków, które jeszcze się śnią
a już budzą
każde włókienko Twego ciała
każdą żyłkę
Jak wędrujesz labiryntem głuchych ulic
nie trzymając się mojej ręki
Jak wchodzisz po zmęczonych schodach
Jak żyjesz kochana
beze mnie?
Dlaczego żyjesz?"